28 wrz 2010

taniec.

uwielbiam.
dla niego zdolna jestem do poświęceń.
dla niego znoszę obdarte do krwi kolana i stopy, otarte ramiona od stania na barkach. kiedy następnego dnia po udanych zajęciach boli mnie dosłownie wszystko, to oznacza, że tańczyłam naprawdę.
ale taniec to nie tylko poświęcenie i ból.
to także uczucia, które ciężko opisać.
to wyrażanie siebie poprzez ruch, osobista i wyjątkowa interpretacja układu.
to wolność i poczucie spełnienia.
to pozbycie się własnego wstydu, otwarcie się na partnera, zaufanie mu.
to cudowne uczucie gdy jest się podnoszonym, turlanym, rzucanym czy przenoszonym.
lubię podnoszenia, zwłaszcza te w wykonaniu pana j. gdy j. podnosi, przerzuca czy wyrzuca robi to w tak niewiarygodnie bezpieczny i wspaniały sposób, że chciałoby się tańczyć z nim bez końca.

dzisiaj jestem po udanych zajęciach. już dziś boli mnie wszystko. ale w głowie i tak krótki duet z panem j.
pozytywnie - a któż by się spodziewał!

1 komentarz: